Wata cukrowa - smak dzieciństwa
Z jedzeniowymi wynalazkami, które wstrząsnęły światem często bywa albo tak, że dawno temu był rarytasem niższch warstw społecznych, albo zupełnie odwrotnie. Wata cukrowa należy do tej drugiej grupy. Zajadali się nią bowiem bogaci arystokraci europejscy. Pierwsza wata cukrowa, przygotowywana była przez włoskich kucharzy. Datuje się ten moment mniej więcej na XV wiek.
Children watching the Adloyada Parade in Tel Aviv during Purim. (http://www.flickr.com/peopl...)
Zrobienie waty cukrowej, było niegdyś dość trudnym zabiegiem i wymagało wiele czasu. Kucharze musieli sobie jakoś radzić dopóki nie wymyślono specjalnej elektrycznej maszyny do wyrobu waty cukrowej. Stało sie to w 1897 roku. Jej twórcami byli dentysta(!) William Morrison i cukiernik John Wharton. Pokazano ją większej widowni na Wystawie Światowej w Saint Louis w 1904 roku. Maszyna o nazwie Fairy Floss okazała się hitem. Sprzedano tam nicałe 70 tysięcy pudełek waty, w których była oa podawana. Było tylko kwestią czasu aż maszyna się rozpowszechni. Lepką watę cukrową zaczęto sprzedawać na festynach i jarmarkach. Ten zwyczaj nie zmienił się do dziś.
Dzisiaj wata sprzedawana jest także w paczkach. Zaczęło sie to w latach 70-tych, kiedy wynaleziono automatyczną maszynę do produkcji waty. Pozwoliła ona na masową produkcję i sprzedaż.
a candy man selling cotton candy at a village side (Jagadeesh. S/http://commons.wikimedia.org/wiki/File:Candy_man.jpg)
Spinning head of the cotton candy maker. (Pp391/http://en.wikipedia.org/wiki/File:Spinning_head_of_the_cotton_candy_maker.jpg)
Zawsze będąc 5-letnią uczestniczką kiczowatych jarmarków i miejskich festynów, namawiałam mamę na watę cukrową, mimo, że nie byłam w stanie zjeść nawet połowy. Chyba najbardziej w tym wszystkim ekscytowało mnie patrzenie, jak w magiczny sposób, wata pojawia się na drewnianym patyczku, trzymanym przez sprzedawcę. Do zrobienia waty potrzebna jest niewielka ilość cukru. Pojemnik z cukrem umieszczony jest w obracającym się bębnie. Pod wpływem temperatury, cukier się karmelizuje, a następnie pod wpływem powietrza wyskakuje przez otwór w bębnie. Pozostaje tylko drewniany patyczek, na który nawija się ochłodzone już nitki cukru. Niby nic, a jednak obserwowanie tego procesu dawało mi dużo radości ;)