Strony:
Kraków
Droga. Byle tania.
Lokalnie i ze smakiem
Z widelcem w podróży
Targi, bazary, jarmarki
Daleko w górach
Święta i tradycje
W kuchni z pomysłem
więcej
Wpisy:
Notatki
345 (+777/-1)
Komentarze
335 (+103/-0)
RSS
RSS
29/09/11
publiczna
Dlaczego warto zejść ze szlaku?
Fort Karola w Górach Stołowych
Wiadomo, że ze szlaku schodzić się nie powinno. I to wcale nie dlatego, że jeśli jest się mało wytrawnym turystą, zgubi się w pięć sekund. Nie o człowieka tu chodzi, a o przyrodę – dlaczego mamy naruszać jej naturalny stan ciężkimi górskimi butami? Niszczyć mikroskopijny świat małych paskudztw? Ale cóż poradzić, czasem trzeba być tym strasznym egoistycznym człowiekiem, bo wiele by się w życiu nie przeżyło. Tak też jest ze zbaczaniem ze szlaku w Górach Stołowych.
Po całym dniu wędrowania, choćby takim niebieskim szlakiem przez kruche Skały Puchacza, przyjemnie byłoby znaleźć jakieś spokojnie miejsce na popołudniowo-wieczorne lenistwo. Najlepiej z pięknym widokiem. Nic prostszego. Schodząc ze Skał Puchacza, na Lisiej Przełęczy (krzyżuje się tu wiele szlaków) trzeba wybrać żółty szlak prowadzący na Ptak (szczyt o zatrważającej wysokości 841 m n.p.m.). Krótki spacer przez bujny las i widać niewielką ścieżkę skręcającą w prawo – to właśnie TEN moment, zejście ze szlaku (żółte znaki idą sobie dalej w lewo). Ścieżka pnie się w górę, niezbyt stromo i niezbyt długo. Alternatywna trasa wiedzie zielonym szlakiem, na który odbija w prawo z niebieskiego, idąc z Karłowa (szlak dochodzi do żółtego już w lesie). To wersja dla leniwych, relatywnie krótki i niezbyt męczący spacer.
I już – Fort Karola. A właściwie jego pozostałości. Został zbudowany w 1790 roku, jego nazwa upamiętnia cesarza Karola V Habsburga, założyciela Karłowa. Był niewielką strażnicą na granicy Prus i Austrii (z jednym zaledwie działem), ale nigdy nie brał udziału w walkach. Szybko stał się li tylko turystyczną atrakcją. Wkrótce zresztą opuszczoną i coraz bardziej rozpadającą się. Dzisiaj zostały już tylko fragmenty: brama wychodząca na przepaść, kawałki murów, wyschnięta fosa, wyryta w skale róża wiatrów. Wszędzie drzewa, dominująca ciemna zieleń. Dlatego też to miejsce jest tak niezwykłe – natura całkowicie nim zawładnęła, jeszcze kilkadziesiąt lat i nie będzie śladu.
Raz widziałam tam innego turystę, zazwyczaj jestem sama. Dziwne, to naprawdę niezły punkt widokowy. Nie ma barierek, nogi swobodnie zwisają nad przepaścią. Mam widok na Szczeliniec (były plany, by stał się niedostępną twierdzą), Karłowo, na horyzoncie Lasocki Grzbiet w Karkonoszach, Rudawy Janowickie, Góry Kamienne, Wałbrzyskie i Sowie tylko dla siebie. Czas ucieka niepostrzeżenie, robi się późno. Wracając, można natknąć się jeszcze na takie piękności, łase na pieszczoty:
Po całym dniu wędrowania, choćby takim niebieskim szlakiem przez kruche Skały Puchacza, przyjemnie byłoby znaleźć jakieś spokojnie miejsce na popołudniowo-wieczorne lenistwo. Najlepiej z pięknym widokiem. Nic prostszego. Schodząc ze Skał Puchacza, na Lisiej Przełęczy (krzyżuje się tu wiele szlaków) trzeba wybrać żółty szlak prowadzący na Ptak (szczyt o zatrważającej wysokości 841 m n.p.m.). Krótki spacer przez bujny las i widać niewielką ścieżkę skręcającą w prawo – to właśnie TEN moment, zejście ze szlaku (żółte znaki idą sobie dalej w lewo). Ścieżka pnie się w górę, niezbyt stromo i niezbyt długo. Alternatywna trasa wiedzie zielonym szlakiem, na który odbija w prawo z niebieskiego, idąc z Karłowa (szlak dochodzi do żółtego już w lesie). To wersja dla leniwych, relatywnie krótki i niezbyt męczący spacer.
I już – Fort Karola. A właściwie jego pozostałości. Został zbudowany w 1790 roku, jego nazwa upamiętnia cesarza Karola V Habsburga, założyciela Karłowa. Był niewielką strażnicą na granicy Prus i Austrii (z jednym zaledwie działem), ale nigdy nie brał udziału w walkach. Szybko stał się li tylko turystyczną atrakcją. Wkrótce zresztą opuszczoną i coraz bardziej rozpadającą się. Dzisiaj zostały już tylko fragmenty: brama wychodząca na przepaść, kawałki murów, wyschnięta fosa, wyryta w skale róża wiatrów. Wszędzie drzewa, dominująca ciemna zieleń. Dlatego też to miejsce jest tak niezwykłe – natura całkowicie nim zawładnęła, jeszcze kilkadziesiąt lat i nie będzie śladu.
Raz widziałam tam innego turystę, zazwyczaj jestem sama. Dziwne, to naprawdę niezły punkt widokowy. Nie ma barierek, nogi swobodnie zwisają nad przepaścią. Mam widok na Szczeliniec (były plany, by stał się niedostępną twierdzą), Karłowo, na horyzoncie Lasocki Grzbiet w Karkonoszach, Rudawy Janowickie, Góry Kamienne, Wałbrzyskie i Sowie tylko dla siebie. Czas ucieka niepostrzeżenie, robi się późno. Wracając, można natknąć się jeszcze na takie piękności, łase na pieszczoty: