Falafel
Nigdy nie byłam fanką kebabu (mowa o polskim kebabie, nie o takim, o którym pisała Agata, choć za tym też nie przepadam), za to jakiś czas temu przekonałam się, jak doskonale może smakować falafel, nawet w formie fast-fooda. Często więc w awaryjnej sytuacji, kiedy moja lodówka jest pusta, wędruję do, o 5 minut oddalonego, baru Fenicja na Francuskiej. Podają tam naprawdę pyszny falafel z hummusem na życzenie.
Wczoraj natomiast postanowiłam sama wziąć się za jego zrobienie. Na początek kilka słów o samym daniu. Falafel to oczywiście potrawa wegetariańska. Małe okrągłe kotleciki zrobione z ciecierzycy lub bobu, podawane są najczęściej razem z sosami, w picie. Falafel jest tradycyjnym daniem Bliskiego Wschodu, ale oczywiście można go zjeść w wielu miejscach w całej Europie. Pyszny falafel miałam okazję zjeść w Paryżu w dzielnicy żydowskiej, pradopodobnie gdzieś przy des Rosiers.
Dokładnie pochodzenie falafela nie jest do końca znane. Jest to często przedmiot sporów, nawet politycznych między Arabami a Izraelczykami. Ogólnie przyjmuje się, że potrawa powstała w Egipcie. Natomiast odgrywa ona bardzo ważną rolę w kuchni izraelskiej i uznaje się je tam za danie narodowe. Podobnie jest w Palestynie. Falafel zyskał światową sławę, do tego stopnia, że w restauracjach McDonald podawano prze jakiś czas kanapkę McFalafel.
Uformowane kulki falafela przed smażeniem (AgnesO)
Mój wczorajszy falafel zrobiłam na podstawie przepisu z bloga Food Haven. Moim zdaniem wyszedł prawie idealny. Mówię prawie, bo niestety mój blender nie poradził sobie w pełni ze zmiksowaniem wszyskich kulek ciecierzycy. Jednak nawet z wyczuwalnymi ziarnami był bardzo dobry. Zamiast hummusu, jak w przepisie, podałam go z klasycznym sosem Aioli.