5 osób
Widoczność: wszyscy
Publikować mogą: wszyscy
Moderacja: tylko niezaufani
Zakochaj się w Warszawie
Reklama z historią miłosną w tle. Banalna? Tylko na pierwszy rzut oka.
Dla tych, którzy lubią reklamy opowiadające historie tym razem na warsztat biorę spot Warszawy. Reklama niewybredna, z romansem w tle i animizacją naczelnego symbolu naszej stolicy.
Jak widać reklama jest skierowana głównie do obcokajowców. Już pomijając kwestię języka angielskiego - nawet główny bohater ma urodę wyraźnie niesłowiańską (nie ryzykując stwierdzenia "nieeuropejską").
"I was on my way to Berlin..." zaczyna narrator, trzymając w rękach książkę "One day in Warsaw". Odbieram to dwojako: albo Warszawa jest mało interesująca i wystarczy poświęcić jeden dzień na jej zwiedzanie; albo jest na tyle nietuzinkowa, że warto poświęcić jej choćby jeden dzień, skoro już znajduje się po drodze na Zachód.
Mniejsza o to. Estetycznie reklama jest przyjemna w odbiorze. W kilkudziesięciu sekundach opowiedziano nam historię prostą, moim zdaniem niezbyt oryginalną, ale przynajmniej podszytą tajemnicą. Klamrą spinającą całość przekazu jest zakończenie, gdy pokazuje nam się znak promocyjny miasta Warszawy z anglojęzycznym sloganem "Fall in love with Warsaw" - czyli dobrze znane mieszkańcom stolicy (bo widniejące na każdym tramwaju Swing) "Zakochaj się w Warszawie". I nagle okazuje się, że historia wcale nie jest mało oryginalna, a wraz z zakończeniem nabiera ona nowego wydźwięku. Przestaje być banalnym romansem, a wszystko za sprawą zobrazowania dwuznaczności użytego sloganu - zakochaj się w stolicy i zakochaj się tutaj. Zakochaj się w Warszawie.
Zwrócę też uwagę na samą postać syrenki. Ta symboliczna, warszawska, jest niedostępna - przedstawiana z tarczą i mieczem, może być uosabiana z walecznością. Tymczasem syrenka reklamowa jest kobieca, delikatna i czuła. Jest przystępna, po prostu osiągalna. Podoba mi się to ocieplenie wizerunku.
Na zakończenie dodam, że urzeka mnie bardzo folklorystyczny akcent w ubiorze warszawskiej syrenki. Sama posiadam taką chustę - kupiłam ją tuż przed wyjazdem w dalekie krainy po to tylko, by promować za granicą swoją polskość. Dlatego tym bardziej wydaje mi się trafione, że na koniec filmu nasz bohater pozostaje sam na wybrzeżu, właśnie z tą chustą w dłoniach.
- Reklama "Fall in Love in Warsaw". (Zrzut ekranu, http://www.youtube.com/watc...)